Hehe. Kiedy przypominam sobie tę historię chce mi się śmiać. To było tak. Byłem koł 15 Km za Gorzowem i odpadła mi nużka od zmiany biegów. Pękła tam na spawie. Moto maiał zaczepiona trojke. no wiec nic trzeba bylo jakos jechac. Wyobrazacie sobie ruszac obciazonym ogarkiem z trojki? Na skrzyzowaniach to trabili na mnie. Ale dojechalem. I tak samo wrocilem do gorzowa
Wróciłem tak samo ale z drobną awarią po drodze. A mianowicie zagapilem sie i wpadlem do rowu. Wtedy spadl mi lancuch. Ale tak mi spadl ze sie zaczepil miedzy kolo a rame. Oczywiscie w narzedziowce pusto (mialem tlyko klucz od swiecy i od odkrecania kranika) Nie bylo 17
Wiec pomyslalem ze wydobede ten lancuch na chama. Wyprowadzilem swojego pierdziela z rowu i zaczolem stawac na tym lancuchu no w koncu puscilo. Zakladam a tu strasznie naciagniete. mowie sobie jakos dojade. Przejechalem 20m lanuch spadl. Tym razem na silniku. Wiec prubuje zatrzymac cos na stopa na trasie kostrzyn - slubice. A tu nic. Dzwonie do kolegi ze slubic. Poza zasiegiem. Wic tkwie na trasie. Az nagle oddzwonil. Przywiuzl klucze i tak na trujeczce dojechalem do domu
