No więc ja wam opiszę dość ciekawą przygodę, ale niemiłą, która przytrafiła mi się pod koniec września.
Będąc u babci napadła mnie ochota na zwiedzanie pobliskich lasów. Jak pomyślałem tak też zrobiłem i mając 4 litry paliwa w baku wyruszyłem w przejażdżkę. Nowiutki kask kupiony na cotygodniowym ryneczku za 30 zł więc stwierdziłem, że wszystko będzie ok.
Jadąc dość szybko (jak na ogra) bo około 35 km/h brak mi było adrenaliny bo za słabo mną rzucało, więc przycisnąłem troszkę mocniej gaz. I jadąc już tak z dobrą minutę na mojej drodze stanął delikatny zakręt w prawo, znałem ten zakręt i nie był na tyle ostry, żebym musiał jakoś nadzwyczajnie mocno hamować i redukować bieg, ale był dość duży bo wchodząc w niego nie widziałem co się znajduje po drugiej stronie ... Do koła krzaki mające już delikatny odcień jesieni i piękna pogoda. Nic innego nie mogło się pojawić w tak pięknym lesie.. a jednak. Na koncu zakrętu stała przyczepa którą postawił jakiś tam gość bo ścinał drzewa w lesie. Uderzyłem błową w burtę, motor zatrzymał się pod przyczepą na wale w wyniku czego ma teraz skrzywiony widelec(tak to sie chyba zwie), a ja roztrzaskałem cały kask, po prostu się połamał i spadł mi z głowy, a gdy spadłem na ziemię, to wylądowałem na plecy z podwiniętą nogą w wyniku czego naderwałem sobie staw kolanowy... Całe szczęście mogę normalnie ćwiczyć i chodzić, ale po większym wysilku mnie boli, mimo że dla pani doktor wsio jest ok.
Przygoda dość niemiła, ale przynajmniej ów pan doszedł do wniosku że nie powinien stawiać przyczepy przy zakręcie hehe.
p.s. jakoś się nie zraziłem do szybkiej jazdy bo lubie takie przygody

<slonko>