Mój kuzyn Maćko ma motorynkę. Po jako tako dobrze rozpoczętym sezonie poszły mu simmeringi. Typowe objawy: olej cieknie po kolanku, świeca czarna, w sprzęgło trzeba co chwila dolewać oleju.
Motorynka jednak jako tako jeździła. Gdy ja naprawiłem swoją, zrobiliśmy mały objazd wokół wsi (jakiś 1 km).
Ja jechałem przodem połową maksymalnej prędkości, Maćko maksem te 35 km/h. I nagle słyszę
PUCH!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
I tylko bzyk na pełnych obrotach i Maciek wypruł do przodu największą prędkością jaką kiedy kolwiek wyciągnął na motorynce

. Na oko wyglądało to na jakieś 67 km/h. Jednak po 500 m motorynka mu zdechła na amen.
Pytam się teraz was - co się stao? Tłumik był czyszczony u niego na błysk, gaźnik też, sprzęgło miało odpowiednią ilość oleju, cewka tylko miała przebicie. WTF?
